czwartek, 28 stycznia 2010

Sesja,sesja...

Sesja jest... przygotowania idą pełną parą-na ostatnie kilka dni utknęłam na dobre w zawiłych meandrach logiki (najgorszemu wrogowi nie życzę) tak,że i czasu na pisanie jest mniej. Co nie oznacza wcale,że nie ma czasu na treningi-na to czas i energia zawsze być musi. Nie należę do ludzi,którzy muszą spędzać w książkach całe dnie od rana do wieczora-raczej lubię okresy nauki przeplatać z czyms co mnie trochę zrelaksuje,odpręży,odświeży umysł-po takiej przerwie mam bardziej chłonny umysł i potem wszystko idzie mi lepiej. Tak więc treningi mi nie przeszkadzają w nauce a wręcz przeciwnie-sprawiają,że jest ona bardziej efektywna.

Jestem aktualnie w czwartym tygodniu planu treningowego umieszczonego przeze mnie na blogu-jeszcze tylko jeden i zmieniam plan. Trzeba co około 4-6 tygodni zmieniać nieco plany aby utrzymać ciąły progres-nie ma co czekać aż mięśnie się przyzwyczają i zaadaptują do tego wysiłku i staną w miejscu. Waga podskoczyła do 53kg-niestety jako,że nie mam dostępu do wagi analizującej skład ciała (ile procent wody,tkanki tłuszczowej i mięśniowej) ciężko mi powiedzieć czy jest to przyrost suchej masy mięśniowej czy może woda którą zatrzymała w mięśniach kreatyna.

Cykle suplementacyje idą w najlepsze-w zasadzie to skończyłam już Błonnik z Pharma Nordu a szkoda,bo fajnie działał. Cla i chrom jeszcze ma na trochę, wszystko inne też. Skończył się za to mój dopalacz przedtreningowy Animal Shock Therapy-szczerze mówiąć rozczarowałam się nim niesamowicie. Animal to osławiona,wręcz kultowa amerykańska firma robiąca suplementy dla kulturystów i fitnessek-mają w swojej ofercie kilka hitów-produktów będących jednymi z najpopularniejszych odżywek w historii tego sportu. Po takiej renomie firmy można było spodziewać się fajnego preparatu-jednak Shock taki nie był:( Działanie raczej słabe,tzw "pompa" prawie niewyczuwalna a i smak pozostawiał wiele do życzenia. Koniec końców dopiero w ostatnim tygodniu gdy wzięłam aż 3! miarki Shocka poczułam dopiero konkretnego kopa do treningu.
Skończonego Shocka zastąpiłam BSN NO-Explode i jest dużo,dużo lepszy.

Dieta osttanio nieco zaniedbana-wkradło się wedlowskie ptasie mleczko a to żywieniowy terrorysta najgorszy z najgorszych-po prostu nie ma na niego mocnych jak już tak leży sobie na półce i woła "zjedz mnie,zjedz mnie!"
Miałam oczywiście wyrzuty sumienia,że w tym czasie mogłam zjeść coś pełnowartościowego np serek wiejski ale czasem trzeba nieco odpuścić aby powrócić do przyzwyczajeń z nowymi siłami i nową motywacją... Czego i Wam życzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz