poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nowe wyzwania czas zacząć


Mój zestaw do zadań specjalnych:)

Niektórzy cierpią zmuszając się do ćwiczeń a a ja cierpię nie ćwicząc-już nie mogę się doczekać wieczornego treningu. Do 20:00 jeszcze sporo czasu ale co zrobić-trzeba czekać. Większośc osób,które mnie znają napewno się bardzo dziwią mojej nagłej fascynacjii sportem-i to do tego tak ciężkim i rzadko spotykanym. Zawsze w sumie byłam typem asportowym-w szkole średniej nawet nie chodziłam na lekcje wfu-zawsze przynosiłam zwolnienia na cały rok od lekarza,któremu opowiadałam cuda co to mi się nie dzieje i dlaczego nie mogę chodzić na wf-w kondekwecjii chodziłam po wszelkich możliwych badaniach i specjalistach w celu ustalenia przyczyn moich dolegliwości ale zwolnienie dostawałam-co by nie ryzykować. I żyło mi się całkiem nieźle zupełnie bez aktywności-niegdy nie narzekałam na swoją wagę i sylwetkę-zawsze raczej szczupła,zgrabna,bez skłonności do tycia a za to z bardzo szybkim metabolizem. Nie miałam w zwyczaju odmawiać sobie słodyczy i słonych przekąsek i jakoś nie miałam z tego powodu problemów ze swoją wagą. I nagle-jakoś zaraz po skończeniu liceum jak grom z nieba spadła na mnie fascynacja ruchem i aktywnym stylem życia. Choć nie ukrywam,że pierwszy raz na siłownię szłam bez przekonania i zniechęcona. Poszłam tam ze swoim Ukochanym,który już od dłuższego czasu sam trenował: nigdy nie mogłam zrozumieć po co bierze te wszystkie odżywki,czemu jest takim maniakiem,je z zegarkiem w ręku a na pierwszych naszych randkach w pewnym momencie wyciągał garść tabletek w foliowym pakiecie i mówił,że musi zażyć Animal M-Stacka po czym zaraz zajadał go ryżem z kurczakiem i kukurydzą z próżniowego pojemnika. Szłam na tą siłownią zobaczyć-spróbować zrozumieć coś-co do tej pory doprowadzało mnie do szału: nie lubiłam tego i już. Jednak już po pierwszym razie zaczynałam w to wsiąkać całą sobą. gdy kupiliśmy już wszystkie potrzebne rzeczy: torbę na treningi,ubrania itd przekładałam termin pierwszego pójścia w nieskończoność. Liczyłam,że w końcu zrezygnuje. A to dziś boli mnie głowa,a to późno wróciłam do domu,a to przeziębiona jestem... W końcu jednak zostałam nieodwracalnie przyparta do muru i...musiałam iść. Nie widziało mi się to ani trochę-nawet nie pamietałam kiedy ostatnio się ruszałam,moje mięśnie i stawy były zastane i nieużywane. Wstydziłam się tam iść i zbłaźnić. No i poszliśmy... Moja pierwsza siłownia była bardzo ładna-przyjemnie się tam ćwiczyło. Trener zrobił ze mną cały pierwszy trening i kilka kolejnych-oczywiście powtarzałam do znudzenia,że nie nie chcę mięśni itd,że nei chcę ćwiczyć na dużych obciążeniach... Jak wiele do zrozumienia było jeszcze przede mną. Instruktor przegonił mnie treningiem obwodowym i na drugi dzień czułam,że żyję-powitały mnie takie zakwasy,że ciężko mi było poruszać się,wykonywać podstawowe czynności-to uświadomiło mi tylko,że jest ze mną źle-19letnia dziewczyna powinna być jednak prawniejsza. Podjęłam wyzwanie! Przez jakiś czas kontynuowałam trening obwodowy 3 razy w tygodniu podnosząc jednocześnie swoją kondycję i wydolność 30minutowymi biegami na bieżni. W końcu uległam mojemu Prywatnemu Maniakowi:) i zaczęliśmy chodzić na 6 razy w tygodniu. Po uzyskaniu podstaw obwodówką zaczęłam robić trening dzielony-każda partia szlifowana osobno. Wtedy chyba najbardziej połknęlam bakcyla-zaczęło mi niesamowicie zależeć: cieszyły mnie coraz większe ciężary i każdy postęp,zabirałam się za coraz konkretniejsze ćwiczenia: wyciskanie na klatkę na płaskiej i skosie,konkretne przysiady itd. W końcu zmieniliśmy siłownię na lepiej wyposażoną i przyszłam tam już jako dziewczyna mająca pojęcie o co w tym wszystkim chodzi. Inaczej już wyglądałam-ciało zmieniło się i szczupła poprostu sylwetka nabierala ciekawych kształtów. Chude dotąd łapki zaczęły nabierać masy mięśniowej,już nie bałam się mięśni-teraz już ich bardzo chciałam.
Zaczęły się prawdziwe porządne treningi i pierwsze suplementy oraz trzymanie diety. Zaczął się też szacunek-w zasadzie to jestem chyba jedyną dziewczyną na siłowni,której faceci mówią cześć i zagadują. Ale żadna inna nie cwiczy tak-trenowałam już na 3 różnych siłowniach i na każdej niezmiennie dziewczyna wyciskająca sztangę na płaskiej,robiąca martwy ciąg,bicepsa sztangą czy na modlitewniku budzi ciekawość i respekt. Tak się to wszystko zaczynało-a zaczynałam właśnie jako ktoś kogo kojarzono ze sportem w ostatniej kolejności. Z zerową kondycją,z zerową sprawnością i z okropnymi zakwasami po każdym treningu.

Dziś wiem,że nie warto się poddawać-nie ma chyba większego zwycięstwa niż pokonać siebie samego,przekroczyć granice,które sami sobie stawiamy i które chce przed nami stawiać nasze ciało. Dziś wieczorem pójdę w ulubione miejsce na ulubiony trening-znowu pokonam samą siebie.

Ale żeby nie było tak kolorowo postanowienia noworoczne są:
-wreszcie przestrzegac diety w 100%-jeść tyle białka ile trzeba i ani grama mniej, więcej pić (żeby kreatyna miała co ciągnąć do mięśni) i przestać podjadać rzeczy absolutnie zabronione: słodycze,chipsy itd...
-zacząć robić program ABS na mięśnie brzucha-do wakacjii kratka ma być.
-popracować nad proporcjami-podgonić górę w stosunku do nóg-zwłaszcza barki!
-regularnie się mierzyć,robić zdjęcia-obserwować progres (i broń mnie Boże przed spadkami!)
-popracować nad łydkami-ehh te długie mięśnie-ciężko coś z nimi zrobić!

To by było na tyle! See Ya

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz